cznie brzmi, ale ta pani z Telefonu Zaufania dobila mnie widocznie do tego stopnia, ze postanowilam wyrazac sie subtelniej. Tak! Wiec sie nie dziw. Otoz jestem egoistka, czy nie jestem, bo to wlasciwie dokladnie na jedno wychodzi, ale - to co robie, robie dla siebie, a nie dla nikogo innego. No przysiegam Ci! Wiec co ja wlasciwie dla Ciebie robie i o co Ci wlasciwie chodzi? To ze sie grzebie w Twoich gownach, jest czysta insynuacja. Jesli cos tu przeoczylam, to przepraszam, ale nadal mnie to nie wzrusza, bo juz mowilam, ze ledwie wyszlam z pieluch, kazales mi rozne paskudztwa brac do reki. Wiec teraz nie miej mi za zle, ze mnie jest obojetne, w czym ja sie grzebie. Co do Twoich kikutow, to bardzo je lubie, a nawet, co tu duzo gadac, kocham je. Nie wiem dlaczego. Widocznie takie mam zboczenie. Z czego z kolei jasno wynika, ze, niestety, nie jestem swieta. No niestety. Co do spraw finansowych (Nie dbam o chronologie. A co? Stac mnie na to!), to nie wiem, o co Ty sie w ogole martwisz i w ogole nie chce mi sie o tym gadac. Ale mam kilka dobrych pomyslow, jak pomnozyc Twoja krwawice, wiec: masz klopot? - napisz do mnie! skoro tak Cie to juz niepokoi. Co do tego, ze nie osmielasz sie mnie obciazac, proszac mnie o zgode, wiec osmielasz sie mnie obciazac, proszac o "wybaczenie i zrozumienie", to, jak sam widzisz, jest to w rownej mierze OK., bo co to mnie za roznica?! Co do mnie, to - jak widac. Po tym zabojczym maratonie, jaki sobie z Twoja pomoca zafundowalam, calkiem niezle prosperuje. Co nie znaczy, ze przedtem prosperowalam zle. Albo, ze nie bede prosperowac lepiej, jesli tylko bedzie mi sie chcialo. Co do mojej przyszlosci, przepraszam, "tak zwanej" przyszlosci, to sie nie martw. Bo jak sie bedziesz martwil, to Ci zrobie jakiegos wnuka, i wtedy dopiero bedziesz sie martwil i robil z nim za gornika. Co do sensu Twojego wlasnego zycia, to sam sie troche pokatuj, bo ja juz dosc sie nakatowalam cala ta filozofia i juz i tak w pietke gonie. Ale dla ulatwienia zapytowywuje: Jesli Twoje zycie ma nie miec sensu, to jaki sens ma miec jakiekolwiek inne zycie? Musi byc z tego jakies wyjscie. Jesli nie ma wyjscia dla Ciebie, to nie ma go rowniez dla nikogo innego i kazdy rownie dobrze moze sobie w leb strzelic. (A co, nie? Zabojcza logika.) Dobra. Trzeba uderzyc w jakas tragiczniejsza nute. Co do tego, ze wszystko masz "pojebane", i co do wszystkiego, co z tego wynika: Ale najpierw minuta milczenia. To znaczy, Ty sobie pomilcz, a ja pojde zrobic siusiu. Strasznie mi przykro z tego powodu. Az boli mnie cos w srodku, kiedy o tym mysle. Nie moge i nigdy nie beda mogla patrzec na to spokojnie. Przejsc obok Ciebie obojetnie. Nie licz na to. Nie beda mogla, bo nigdy tego nie zechce. Bo, moze wiem, a moze nie wiem dlaczego, mam uczucie, ze to jest jakis dar. Dar, ktory ja musze - nie, nie musze: chce uchronic, nawet jesli Ty sam go uchronic nie potrafisz. Nie mysl o tym logicznie, bo nic nie zrozumiesz. Po prostu sluchaj. Ja nie bede juz Ci mowic, ze Cie kocham, ani Ciebie wiecej o to pytac. Bo co to wlasciwie znaczy i co na ten temat mozna powiedziec. Kiedy mowilam tej pani z Telefonu Zaufania, ze Cie kocham, ze - po prostu - ja Cie kocham i to wszystko, ta pani zrozumiala, ze nas musi laczyc "cos wiecej". A przeciez powiedzialam jej, ze to wszystko, wiec jak nas moze laczyc wiecej? A nawet gdybym byla Twoja kochanka? Lub gdybym nia nie byla? A coz to moze miec za znaczenie i co to moze kogo obchodzic. Mnie jest wszystko jedno, czy ja jestem, czy nie jestem Twoja kochanka! Czy Ty jestes, czy nie jestes moim bratem! Czy moze jestes, tak zwanym, zupelnie obcym czlowiekiem! Mnie po prostu jest wszystko jedno. Bo wszystko jest jedno. I kiedy czlowiek to zrozumie, a wlasciwie poczuje, wtedy przestaja miec znaczenie wszystkie roznice, wszystkie slowa. Bo roznice sa tez tylko slowami. I dla kogos, kto czuje to jedno, coz to jest za roznica, czy Ty nie masz nog, czy Ty masz cztery rece? To tylko dla tych, ktorzy tego nie czuja, ktorzy tego moze dopiero szukaja w zamecie i zgielku tego swiata, licza sie te roznice, bo nie moga sie z nich jeszcze wyzwolic. Gdybys mial te cztery rece, bylbys dla nich tym samym, czym jestes teraz, z jedna. Tak samo by na Ciebie patrzyli. Bo oni Ciebie naprawde nie widza, nie znaja. I dlatego nie potrafia Cie pokochac. Bo znac i kochac - to jedno. I nie moga Cie poznac, dopoki nie poznaja samych siebie. A wtedy dopiero dostrzega, ze miedzy nimi a Toba nie ma zadnej roznicy. Wiec teraz patrza na Ciebie z litoscia - bo teraz sami sa godni litosci! I dlatego, wszystkie te slowa, ktore oni stworzyli - poswiecenie, dobroc, milosierdzie, obowiazek - tez sa godne litosci. Bo sa zaledwie jakims ustepstwem na rzecz innego czlowieka, jakas maska. Zaprzeczeniem tego jednego, co sie liczy naprawde. Co jest tym, czym jest i nie potrzebuje siebie nazywac. Swiat jest pojebany, to fakt. Ale swiat to jeszcze nie jest zycie. Zycie nie jest pojebane, i tak naprawde to nie mozna zycia pojebac. Mozna tylko pojebac samego siebie. Dlatego to, co sie z Toba stalo, to nie jest jeszcze zaden "dramat". Dramaty sa calkiem czym innym, a moze w ogole nie istnieja. Sam piszesz, ze dramatyczne sa tylko nasze uczucia. A my jestesmy czyms wiecej, niz uczuciami, tak samo, jak czyms wiecej, niz inteligencja. A moze jestesmy nie tylko czyms wiecej, ale i czyms zupelnie innym. A jednak pomyslalam jeszcze raz to slowo... Jestem Ci wdzieczna, Andrzej. Jestem Ci wdzieczna, bo Cie kocham. To Ty nauczyles mnie milosci. Czy raczej, ja sama sie jej nauczylam przy Tobie. A moze nie musialam sie jej uczyc, moze musialam ja w sobie tylko odkryc, odnalezc. Ale odkrylam ja wlasnie poprzez Ciebie. I teraz, we wszystkim, co kocham, kocham Ciebie - a w Tobie kocham wszystko, co jest. I nie moze byc inaczej. Jestem Ci wdzieczna. Jestem wdzieczna Twemu kalectwu. Za to, ze pozwolilo mi tyle zrozumiec. Za to, ze potrafilam je pokochac. Mysle na ten temat wiele rzeczy, a wlasciwie one same sie we mnie mysla. A wszystkie sa dobre. Slyszysz?! Cos we mnie placze, jak to pisze, a jednak - wszystkie te rzeczy sa dobre. I nie jest nawet takie wazne, choc i to jest wazne miedzy innymi dobrymi rzeczami, ze uratowales dzieki temu czyjes zycie. A wlasciwie nie uratowales czyjegos zycia, bo tylko ten ktos moze swoje zycie uratowac. Ty uratowales dla niego te szanse. Znowu placze, ale mniejsza o to. I jeszcze ostatnia sprawa. Prosisz mnie o wybaczenie. Nie wiem, co Ci na to odpowiedziec. Jest ostatnia rzecza, jakiej pragne, zebys, jesli juz podejmiesz taka decyzje, odchodzil, lekajac sie, ze cos jest miedzy nami nie tak. Wszystko jest tak. Wybaczam Ci. Wybaczam Ci, Andrzej, z calego serca. Ale tak naprawde to ja tego nie czuje. Mowiles, ze kazdy potrzebuje wybaczenia i ze kazdemu jestesmy winni wybaczenie. Ze po prostu, wszyscy jestesmy winni. Ja tez mysle, ze tak jest, ale ja tego nie rozumiem. Dla mnie to sa tylko slowa. To jest tak, jak z tym poswieceniem. Ja chyba dla nikogo nie potrafie sie poswiecic, a coz dopiero dla Ciebie! I tak samo nie potrafie Ci wybaczyc. Bo ja czuje tylko jedno - ze Cie kocham, i ze jestem Ci wdzieczna. I to wszystko. I zadne poswiecenie czy wybaczenie nie ma tu nic do rzeczy. We mnie po prostu nie ma na nie miejsca. I kiedy to wszystko czuje, mysle sobie, ze niewazne, czy jest Bog. I w dodatku, wtedy dopiero naprawde czuje, ze on jest. Andrzej, mnie sie wydaje, ze mysmy wszyscy sie strasznie zaplatali w jakichs slowach. Mnie sie zawsze wydawalo, ze ja rozumiem te slowa, chociaz zawsze mi sie cos nie zgadzalo. Teraz ja nie rozumiem tych slow i nie rozumiem, co one znacza. Tak naprawde, to nikt ich chyba nie rozumie, wszyscy je tylko powtarzaja i chowaja sie za nimi, jakby umowili sie, ze graja w jakas gre. I od tego wszyscy sa nieszczesliwi. To od tego wszyscy sa nieszczesliwi! A w dodatku, to jest takie zupelnie proste i mozna to zrozumiec w jednej chwili. Tak jak ja to w jednej chwili zrozumialam. Zrozumialam wszystko. Wszystko, co jest. To sie otworzylo przede mna i zamknelo, ale ja juz nigdy tego nie zapomne. Ty mowisz, ze czasem Ci sie wydaje, ze wiesz wszystko o wszystkim. I rozumiem nawet, co Ty masz na mysli, ale to jest nie tak. Ty po prostu jestes zmeczony cierpieniem i kiedy tak mowisz, chcesz powiedziec, ze wiesz wszystko o cierpieniu. Ale o cierpieniu tez nie wiesz wszystkiego. Bo gdybys wiedzial wszystko o cierpieniu, wiedzialbys rzeczywiscie wszystko o wszystkim. Bo wystarczy wiedziec wszystko o jednej rzeczy, zeby wiedziec wszystko o wszystkich pozostalych. I wtedy wlasnie sie dostrzega, ze wszystko jest dobre, ze nie ma zadnych zlych rzeczy. Ja sama tego nie rozumiem, ale nie musze rozumiec, bo to czuje. Andrzej, ja nie pragne, zebys Ty zyl za wszelka cene. Zreszta, co to wlasciwie znaczy - zyc za wszelka cene. To znaczy - za jaka cene? Jesli za cene cierpienia, to ta cena, za ktora zyjesz Ty, jest wieksza niz ta, za ktora zyje ja. Tego zreszta tez nie mozna powiedziec na pewno. Moze nie jest ona ani wieksza, ani mniejsza, moze po prostu inna? Ale jesli tak jest, jesli Twoja cena za zycie jest wieksza, to czy to sie nie rowna temu, ze Twoje zycie ma wieksza wartosc? Nie wiem. Bo ja w ogole bardzo malo wiem. Ty na pewno wiesz wiecej. Napisalam to wszystko tak, i wlasciwie nawet nie wiem jak, zeby Ci moze w czyms pomoc. A jedyna rzecza, ktora znam, jest ta, o ktorej juz nie bede mowic. Zreszta i jej nie znam naprawde. A moze wlasnie - jej przede wszystkim. Kiedy mysle o tym, ze moglbys cos ze soba zrobic, az wszystko sie we mnie kurczy na te mysl. Ale ja moge tylko wierzyc. Wierzyc, ze tego nie zrobisz. I wierze, ze tego nie zrobisz. Slyszysz?! Slyszysz, Chamie Pospolity?! Ja wierze, ze tego nie zrobisz! O Boze. Wierze, ze tego nie zrobisz. ... Wroc do domu, Moja Dziewuszko. Zawinilem, ale nie wydawaj mnie dluzej na torture niepokoju. Nie ma Cie juz trzecia noc, chodza mi po glowie najpotworniejsze mysli. Troche zle to obliczylas w czasie, nie mam juz tych samych nerwow co dawniej. Mialas racje, ze powinnismy wiecej ze soba rozmawiac. Obiecuje - bede z Toba rozmawial dniami i nocami, do oporu. Mialas racje, wiecej pychy jest niz mestwa - w tym, ze nie potrafie sie rozplakac. Zobaczysz, bede jeszcze ryczal jak bobr, obawiam sie, ze juz jestem tego bliski. Jesli chcialas mnie przez to czegos nauczyc - juz mnie nauczylas. Byl moment, kiedy blagalem Boga, by pozwolil mi polozyc pod topor i te swoja jedyna reke - gdyby mialo Cie to przed czyms uchronic. Gdyby mialo mi to Ciebie oszczedzic. I przerazilem sie, jak wiele jeszcze mam do stracenia. I wtedy pomyslalem sobie nagle, ze moze nie tylko Ciebie mam do stracenia. Ze moze mam do stracenia jeszcze wszystko. A wiec i wszystko moge jeszcze ocalic. POMOZ MI TO OCALIC.